4.10.2012

Samotność człowiekowi nieznana.



"Moim cichym strachem przez ostatnie 6 miesięcy, było zostawienie ich samych na Księżycu i samotny powrót do domu. Teraz jedynie minuty dzielą mnie od przekonania się jak to naprawde będzie. Jeśli nie uda się im wznieść, albo rozbiją się w trakcie, nie zamierzam popełniać samobójstwa, wracam do domu, natychmiast. Wiem jednak, że będzie to ze mną obecne do końca życia."

Michael Collins, Lipiec 1969


Słowa te napisał w swoim prywatnym dzienniku Michael Collins, pilot modułu dowodzenia misji Apollo 11, członek pierwszej załogi, której udało się na Księżycu wylądować, bezpośredni uczestnik jednego z najbardziej przełomowych wydarzeń, w trwającej kilka tysiącleci historii ludzkości. Napisał je tuż przed tym, gdy dwaj jego kompani przygotowywali się do opuszczenia powierzchni Srebrnego Globu, a on szykował się na ich przyjęcie, wykonując kolejne orbity nad ich głowami. Niepewny czy wszystko zadziała zgodnie z planem, niepewny czy zobaczy ich ponownie, czy też będzie ich musiał zostawić tam, na dole, a w drogę powrotną przez gwiazdy wyruszy samotnie. Udało się. Nie bezproblemowo wprawdzie, ale moduł lądownika w którym znajdowali się Neil Armstrong i Buzz Aldrin, pierwsi przedstawiciele rodzaju ludzkiego, którzy opuścili rodzimą planetę, by postawić stopę na obcym ciele niebieskim, połączył się z modułem dowodzenia z Collinsem na pokładzie i w tym składzie powrócili w glorii chwały na ojczystą planetę. Wszyscy znamy tę historię, wszak było to wydarzenie epokowe, które w owym czasie przykuło do szklanych ekranów telewizorów ponad połowę ówczesnej populacji Ziemii; wszyscy znamy mały krok Armstronga i skoki Aldrina - to oni byli wysunięci na front, niczym mega popularni wokaliści rockowej kapeli, jak magnesy przyciągający tłumy na koncerty. Gdzieś w ich cieniu, a także w cieniu Księżyca, znajdował się w tym momencie Collins, krążąć 100km nad głowami bohaterów, w których wpatrzony był cały świat. Cóż to musiało być za niesamowite uczucie, przelatując po tej "ciemnej", tej drugiej, niewidocznej stronie Księżyca, przelatując tam samemu, za najbliższych sąsiadów mająć dwóch kompanów, skaczących niezdarnie w dziwacznych skafandrach, a resztę ludzkości podziwiać z odległości 350tys kilometrów, będąć w stanie przykryć ją, przykryć 5 miliardów ludzi, jedynie za pomocą wyciągniętego przed siebie kciuka.




Istne szaleństwo, osomatniony człowiek musiał stawić czoła wyzwaniu do tej pory nierzuconemu jeszcze nikomu; jeszcze nikt nie doświadczył samotności i izolacji w ten sposób. Collins obawiał się tego szaleństwa, naciskał na nieustanny kontakt z Houston bądź z Księżycem, lecz mimo najszczerszych starań, część wyprawy, musiał pokonać samemu. Pobyt na "ciemnej" stronie naszego satelity, uniemożliwia jakikolwiek kontakt. Kontakt z Ziemią oczywiście, bo wystarczy przecież rzut oka przez malutkie okienke w jaki wyposażony był statek Collinsa, by mieć przed sobą cud nad cuda, morze gwiazd, ktorego widok z powierzchni naszej planety jest zwyczajnie nieosiagalny. Przezycie prawdziwie mistyczne, poglebione przez fakt przezywania go w absolutnej samotnosci. Pewnie niejednokrotnie zdarzylo Ci sie zapatrzec noca w usiane gwiazdami nocne niebo; przez okno Twojego pokoju, podczas nocnego spaceru, czy tez celowej wyprawy astronoma - amatora - szczegoly nie maja znaczenia. Ten widok dochodzi az do samej podstawy naczego czlowieczenstwa, jego piekno jest niemal nie do opisania. A teraz, wyobraź sobie, że bierzesz udział w pierwszej w dziejach próbie dotarcia do obcego ciała niebieskiego, że jesteś jednym z pionierów eksploracji kosmosu i że dane jest Ci podziwiać widok tysiąckrotnie piękniejszy, niezakłócony przez ziemską atmosferę i ośplepiające światła nowoczesnej cywilizacji. Doznanie prawdziwie mistyczne. Sam Collins, opisał to jako uniesienie, które sprawiło, że nic nie było już takie samo, nic nie mogło dać radości równie wielkiej jak wtedy.



Żal z powodu nie postawienia stopy na Księżycu, choć było się tak blisko, z pewnościa w Collinsie pozostał, on sam się do tego otwarcie przyznaje, podobnie jak pozostali piloci modułu dowodzenia misji Apollo. Jednak doświadczyli oni czegoś zupełnie innego, równie pięknego. Jak opisał to Charles Lindbergh, ikona awiacji z czasów gdy ono się dopiero rozwijało, była to "samotność nieznana człowiekowi od czasów Adama."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz